Piotr Woźniak-Starak. „Chłopak ma pasję”. Życie na pełnym gazie

„Chłopak ma pasję” — pomyślałam, słuchając opowieści Piotrka Woźniaka-Staraka o filmie, nad którym pracuje, choć w jego samodzielną produkcję obrazu o prof. Relidze nie bardzo wierzyłam. Ale okazało się, że pracował tak jak żył: na pełnym gazie.

Dla najbliższych był najważniejszą osobą na świecie. Dla przyjaciół i znajomych czystą energią, kolegą, bratem łatą. Zostaną filmy, które wyprodukował; energia, którą obdarzał i wielki żal, że Go z nami nie ma.

Premiera filmu „Człowiek z nadziei” Andrzeja Wajdy na festiwalu w Wenecji skończyła się stojącą owacją. W honorowej loży siedział Lech Wałęsa z żoną, oczywiście Andrzej Wajda z Krystyną Zachwatowicz, producenci, przyjaciele z Polski, widzowie. Wysypaliśmy się z kina wprost w upalny, wenecki wieczór i ruszyliśmy polską grupą w miasto.

W restauracji z widokiem na morze siedziałam koło Piotrka Staraka. Znaliśmy się wcześniej z towarzyskich sytuacji. Z rozwianymi włosami, z ciągle bardzo młodzieńczą twarzą sprawiał wrażenie chłopca, który lata marzeniami wysoko w chmurach.

Zaczął opowiadać, że chce wyprodukować film.

— Wyobraź sobie pierwszą scenę: najazd na otwarte serce, serce się porusza, słyszysz, jak bije i potem odjazd kamery i widzisz stół operacyjny, lekarzy, od których bicie tego serca zależy — opowiadał scena za sceną. Zobaczyłam „Bogów”, zanim nastąpił pierwszy klaps.

Kiedy Piotrek zaczynał opowiadać o filmie, nad którym pracował, oczy mu błyszczały. Mówił całymi scenami, opisywał kadry. Widział film, który zamierzał zrobić, a my — słuchający — razem z nim.

Chłopak ma pasję — pomyślałam, choć w jego samodzielną produkcję filmu o prof. Relidze nie bardzo wierzyłam.

Założył firmę producencką Watchout Productions. Pracował na planie „Katynia” Andrzeja Wajdy, przyjaźnił się z Januszem Morgensternem, wyprodukował niezbyt udany film „Big Love”, ale teraz opowiadał o dużej realizacji z Tomaszem Kotem w roli głównej.

Rok później zobaczyłam wstępną układkę filmu „Bogowie”. Oniemiałam. Świetny scenariusz, dialogi, rytm, dowcip, aktorstwo. Kino spełnione pod każdym względem.

We wrześniu na festiwalu w Gdyni wraz z reżyserem Łukaszem Palkowskim Piotrek zgarnął za „Bogów” Złote Lwy i wszystkie możliwe nagrody. Podczas rozdania Orłów też rozbił bank. Widzowie i krytycy pokochali film.

Piotrek stopniowo piął się na szczyt. Ale przede wszystkim znalazł swoją drogę, określił się, kim chce być i co robić. A to zabrało mu parę lat. W rodzinie żartobliwie mówiono, że Piotruś był żywym dzieckiem. Nie było dla niego przeszkód, ani ograniczeń. Jak szalony jeździł na nartach, uwielbiał łódki, kuligi, prędkość, ryzyko. Kochał się bawić. Miał energię i ciepło, którymi zjednywał ludzi. Zgromadził wokół siebie fantastycznych współpracowników. Ale ciągle był sobą. W barku w Gdyni przesiadywał w bluzie dresowej, opadających jeansach i opasce zawiązanej po indiańsku na długich włosach. Brat łata.

W życiu prywatnym także odnalazł szczęście. Poznał Agnieszkę i zakochał się do szaleństwa. Od początku widać było, że tworzą parę. Po roku znajomości, na balu TVN padł na kolana i przed całym światkiem, w blasku fleszy poprosił ją o rękę. Ślub miał odbyć się na Mazurach, bo to było ukochane miejsce Piotra. Ale rodzina nie chciała medialnego szaleństwa, paparazzich i ciekawskich.

Pobrali się trzy lata temu pod koniec sierpnia w Wenecji. Przyjaciele do końca nie wiedzieli, gdzie odbędzie się uroczystość.

View this post on Instagram

#withmyhubby 😛❤️

A post shared by Agnieszka Woźniak-Starak (@aga_wozniak_starak) on

Po ślubie do mediów przedostały się zdjęcia Agnieszki i Piotra promieniejących szczęściem. Ślubowali sobie miłość i — co szczególnie pamiętam — że nie będą się nigdy razem nudzić. Byli piękni, młodzi, zakochani. Wokół nich gromadzili się znajomi i przyjaciele. Z dużą grupą przyjaciół spędzali Sylwestra w Zakopanem, czy wakacje na Mazurach lub na Sardynii. Piotrek organizował imprezy z taką pasją, jak plan filmowy.

Agnieszka pracowała jako dziennikarka TVN. Piotr cenił jej niezależność. To ona podsunęła mu książkę o Michalinie Wisłockiej, która stała się impulsem do nakręcenia kolejnego hitu biograficznego, tym razem o najsłynniejszej, polskiej edukatorce seksualnej. Film reżyserowała Marysia Sadowska, ale Piotr był producentem zaangażowanym w każdy etap produkcji filmowej. Od rana do nocy na planie, wszędzie go było pełno. Miał swoją wizję filmu, niejednokrotnie ją narzucał współpracownikom. Pracował tak jak żył: na pełnym gazie.

Najnowszy film w jego produkcji — „Ukryta gra” z Billem Pullmanem w roli głównej — będzie miał premierę na festiwalu w Gdyni. Piotr chciał produkować filmy na rynek międzynarodowy. Oglądałam „Ukrytą grę” parę dni temu, myśląc, z jakim trudem powstawała opowieść o amerykańsko-rosyjskim pojedynku szachowym w Warszawie, w czasie kryzysu kubańskiego. Początkowo w roli głównej miał wystąpić William Hurt. Z racji jego choroby i zobowiązań zdjęcia się przesuwały. W końcu przyjechał do Polski i następnego dnia złamał nogę. Piotrek jeszcze tego samego wieczoru zaangażował Billa Pullmana i zdążył na kolację walentynkową z żoną.

Kiedy opowiadał o pracy, żartowałam, że w końcu powinien usiąść na krześle z napisem reżyser. Śmiał się, że nie usiedzi. Ale teraz pisał scenariusz thrillera o siostrach bliźniaczkach, które wymieniają się na życie. Myślał, że może on sam wyreżyseruje ten film.

Dla najbliższych był najważniejszą osobą na świecie. Dla przyjaciół i znajomych czystą energią, bratem łatą o wielkim sercu. Zostaną filmy, które wyprodukował, energia, którą obdarzał i wielki żal, że Go z nami nie ma.

Źródło: kultura.onet.pl

Share