Roześmiane oczy i burza blond włosów – taką zapamiętali ją widzowie kultowej „Wojny domowej”. Serial miał być dla niej przepustką do lepszego świata. „W życiu nie bardzo, ale przynajmniej w filmie mogłam być dzieckiem”, powiedziała w jednym z wywiadów. Jak potoczyły się losy Elżbiety Góralczyk?
Udział w serialu dał jej chwilowe poczucie szczęścia. Nie zaznała spokoju w małżeństwie. Po rozwodzie odsunęła się od niej jedyna córka. Zmarła po ciężkiej chorobie 16 stycznia 2018 roku. Przed śmiercią wiele wycierpiała.
Elżbieta Góralczyk przyszła na świat 8 kwietnia 1950 roku. Po latach wspominała, że urodziła się pod niewłaściwą gwiazdą. Miała ciężkie dzieciństwo i od początku musiała walczyć o swoje.
– Często wybuchały konflikty, bo na wódkę zawsze znalazło się parę złotych, ale na buty dla dzieci już nie. Uciekłam od rodziców. Sama musiałam się martwić o siebie i młodszego braciszka. Interesować się czy mu ciepło, czy jadł – przyznała w szczerym wywiadzie udzielonym w „Fakcie”. Uzależniony od alkoholu ojciec znęcał się psychicznie nad nastoletnią gwiazdą. Każde zarobione przez nią pieniądze wydawał na alkohol.
Do telewizji trafiła przez przypadek. Miała 14 lat, gdy oglądając telewizję natrafiła na ogłoszenie o castingu do serialu. Było to jej pierwsze przesłuchanie do roli. Ubrała się skromnie w szkolny fartuszek z białym kołnierzykiem. Po trzech miesiącach wzięła udział w ostatnich eliminacjach i zdjęciach próbnych z gwiazdami serialu – Andrzejem Szczepkowskim i Aliną Janowską. Urocza nastolatka pokonała bardziej doświadczone aktorki. Twórców „Wojny domowej” ujęła skromnością i naturalnością. Nie wszystkich cieszyła ta decyzja. Góralczyk dostawała listy niewybredne listy od dziewczyn, które nie przeszły castingu.
Na szczęście na planie mogła liczyć na ciepłą atmosferę. Ekipa serialu była dla niej niczym rodzina. Jerzy Gruza, scenarzysta i reżyser serialu, poprosił Alinę Janowską, by otoczyła opieką serialową Anulę oraz Pawła. Aktorka bardzo dobrze sprawdziła się w roli opiekuna. Pomagała młodziutkim aktorom w nauce roli, zabierała do siebie do domu.
– Mając za sobą pedagogikę baletową, pedagogikę interpretacji piosenki i w ogóle skłonności pedagogiczne, zrobiłam to z wielką przyjemnością. Lubię uczyć. Zapraszałam ich do siebie, do domu i rozmawialiśmy o wszystkim, o życiu, o składni etc. Miało to charakter prywatnych rozmów przy użyciu filmowego tekstu, ale dało dobre rezultaty – mówiła w rozmowie z magazynem „Tele Tydzień”.
Doświadczona przez los Ela Góralczyk nareszcie mogła poczuć się jak dziecko. Szczęście nie potrwało długo. Ojciec aktorki zmarła, gdy serial trafił na antenę. Po jego śmierci aktorka wzięła na siebie obowiązki głowy rodziny. Zaczęła pracować jako modelka, by wspomóc finansowo matkę i brata.
Chociaż „Wojna domowa” została ciepło przyjęta przez widzów, to przez decyzję szefa Komitetu Kinematografii PRL, nie powstały kolejne odcinki. Ekipa serialu nie kryła swojego rozczarowania. Każdy rozszedł się w swoją stronę. Elżbieta Góralczyk czekała na ciekawe propozycje. Zagrała tylko dwie małe role w produkcjach telewizyjnych. Później telefon zamilkł.
Zafascynowana światem filmowym nie chciała się z nim rozstawać. Po maturze poszła do szkoły charakteryzatorskiej. Przez kilka lat pracowała w zawodzie w Telewizji Polskiej. Za namową przyjaciela przyjechała do Wiednia. Miała zostać na kilka tygodni, została na zawsze. Na kilka dni przed powrotem do Polski poznała swojego przyszłego męża. Ceniony adwokat zwrócił jej uwagę, ponieważ… nie narzucał jej się. Góralczyk na krótko wróciła do kraju.
– On po dwóch miesiącach przyjechał mnie odwiedzić. Przez cały jego pobyt z kimś się spotykaliśmy, kogoś odwiedzaliśmy. Był zafascynowany takim życiem. Matka mojego męża wyznawała zupełnie inną filozofię. Kiedyś usłyszałam od niej: „Gość jest jak ryba. Po trzech dniach śmierdzi”. Zacisnęłam zęby, a już wtedy powinnam była odejść – wspominała później w „Fakcie”.
Nie odeszła. Wróciła do Wiednia. Wyszła za mąż, a w kwietniu 1975 roku urodziła córkę, Dominikę. Mąż traktował Góralczyk niczym niewolnicę.
– W czasach, kiedy nikt już sobie nie wyobrażał życia bez pralki, ja – żona bogatego prawnika – prałam pieluchy na tarze. Byłam wtedy świeżo po operacji, bo dziesięć dni po porodzie usunięto mi woreczek żółciowy – mówiła w jednym z ostatnich wywiadów. Mąż odizolował ją od rodziny i przyjaciół, podcinał skrzydła. Trwała w nieudanym małżeństwie ze względu na dobro córki.
Wytrzymała 20 lat, zanim powiedziała: dość! Zażądała rozwodu i postanowiła wrócić do Polski. Chciała zakończyć sprawę polubownie. Mąż urządził jej rozwodowe piekło. Córka nie chciała wyjechać z matką. Powiedziała, że czuje się Austriaczką i zostaje przy ojcu.
Obwiniała ją za rozpad rodziny i z czasem całkowicie się od niej odsunęła.
– Nie mam jej tego za złe. O nic nie obwiniam. Studiowała dwa fakultety. To kosztuje, a ja jej tego nie mogłabym teraz zapewnić. Ojciec, owszem – wspominała Góralczyk. Aktorka się poddała. Została w Wiedniu, by być bliżej Dominiki.
Kolejny cios przyszedł niespodziewanie. Krótko po rozwodzie zaczęła się gorzej czuć. Pewnego dnia zauważyła, że ma żółte dłonie oraz źrenice. Lekarka była przerażona jej wynikami. Góralczyk została odwieziona do szpitala prosto z gabinetu lekarskiego. Okazało się, że choruje na HUS, czyli zespół hemolityczno-mocznicowy. Przy życiu utrzymywały ją bolesne dializy i operacje. Nawet podczas choroby córka nie zainteresowała się matką. Jednak Góralczyk nie miała o to do niej pretensji.
– Kocham ją. Nie powiem o niej złego słowa i nikomu na to nie pozwolę – mówiła mimo przykrości, które ją spotkały. Była dumna z Dominiki, która rozwijała swoją karierę muzyczną pod pseudonimem „Anik Kadinski”. W 2003 roku w austriackich eliminacjach do festiwalu Eurowizji zajęła drugie miejsce. Elżbieta Góralczyk zmarła przedwcześnie 16 stycznia 2018 roku. Została pochowana na cmentarzu Sievering w Wiedniu. Miała niespełna 58 lat. Wiadomość o jej śmierci dotarła do Polski dopiero dwa miesiące później…
Źródło: swiatseriali.interia.pl