„Roztyłaś się. Jak nie schudniesz, nie będziemy już razem.” „Masz krostki na ramionach i przez to mnie nie pociągasz.” Takie teksty codziennie słyszą kobiety w całej Polsce. Kto jest temu winny?
W Radomiu, Warszawie czy Nowym Sączu młode (i starsze) kobiety słyszą od swoich partnerów, że powinny schudnąć, zmienić fryzurę, zrobić botox, inaczej on zacznie je zdradzać/porzuci/przestanie z nimi uprawiać seks. Zamiast dać mu w twarz, odesłać na terapię, a przynajmniej powiedzieć: „Moje ciało, moje zasady”, zastanawiają się, czy faktycznie ważąc 54 kg, nie powinny troszkę schudnąć. Czy faktycznie 18 lat to dobry moment na powiększenie piersi?
„Kopnij go w d…”
Kobiety poruszają tę sprawę na forach internetowych, w grupach na Facebooku, na Reddicie i Kafeterii. Dostają masę wsparcia od innych. Pojawiają się głosy, że takiego typa trzeba rzucić. Że sam pewnie nie jest Adonisem. Że 54 kg to zupełnie normalna waga. Niektóre nawet piszą w duchu ciałopozytywności. Takie doraźne wsparcie pomaga tylko przez chwilę.
Bo gdy komentarz jest napisany, każda z nas wraca do zachowań i ról, w których od stuleci byłyśmy obsadzane. Jakich ról? Cichych i spokojnych opiekunek domowego ogniska, których największym szczęściem jest szczęście innych. Które umniejszają się, usuwają w cień, idą trzy kroki za panem i władcą. Które przez wieki przekonywane, że ich największą wartością jest uroda, nauczyły się tłumić złość (bo piękności szkodzi), podkreślać atuty, tuszować mankamenty, a najlepiej – zupełnie się ich pozbywać.
I choć wiemy, że naszą największą wartością nie jest niska waga, gładkie czoło po czterdziestce czy trzymanie buzi na kłódkę, tak się właśnie zachowujemy. Prędzej pójdziemy na manikiur, niż wydamy pieniądze na ciekawe szkolenie. Bo przywykłyśmy do tego, że gdy robimy pierwsze wrażenie, najbardziej liczy się to, jak wyglądają nasze usta, a nie to, co z nich płynie.
Bo mam fałdkę, jak siadam
Czy wyolbrzymiam? Być może. A czy zdarzyło mi się słyszeć, jak moja mama, fenomenalnie zgrabna, wykształcona i niezależna kobieta, mówiła, że nie lubi swoich grubych ud? Zdarzyło. Czy jako zaangażowana społecznie nastolatka usłyszałam od burmistrza mojego miasta, że powinnam być trochę bardziej ugodowa i „cichsza”? Usłyszałam. Czy pani od matematyki w liceum mówiła, że wy dziewczynki – humanistki za dużo nauk ścisłych nie potrzebujecie? Mówiła.
Kolejne pokolenia dziewczynek słyszą to samo. Potem na facebookowych grupach pytają o najskuteczniejszą dietę, bo ich pierwszy chłopak wolałby, żeby były szczuplejsze. Nawet na chwilę nie zastanawiają się, dlaczego żądanie schudnięcia w ogóle się pojawia, nie pytają, jak to świadczy o chłopaku. Skoro mężczyzna oznajmił, że nie jest tak atrakcyjna, jak być powinna, kobieta (zwłaszcza młoda) od razu zastanawia się, jak naprawić siebie.
Coś musi być na rzeczy, bo przecież gdy się schyla, ma fałdkę na brzuchu! Aż chcę jej powiedzieć: „Droga nastolatko, to skóra. Ma prawo się rolować. Roluje się nawet na brzuchu Ewy Chodakowskiej”.
Po facecie ją poznacie
Gdy słyszę kobiety na placu zabaw, które przy swoich małych córkach rzucają tekstami: „Ale ta X się roztyła po ciąży. Jeszcze chwila i facet ją zostawi”, zaczynam się gotować. Bo te małe dziewczynki słyszą i zapamiętują wszystko. Może nie od razu, może nie po jednej takiej zasłyszanej konwersacji. Ale gdzieś podprogowo kodują: „Muszę być ładna, czysta i uśmiechnięta. W tym tkwi moja wartość. Bo jak nie będę, to będę sama”.
Gdy babcie czy ciotki na rodzinnych spędach pytają młode dziewczyny: „A ty, kiedy znajdziesz sobie kawalera?” mają niewinne intencje. Ot ciekawość. Ale nie wyrażają takiego samego zainteresowania tym, jak dziewczyna radzi sobie na studiach, czym się pasjonuje, czym zajmuje się w swojej pierwszej pracy. O wartości dziewczyny stanowi męskie zainteresowanie. Nie jej własne zainteresowania.
Powielamy te schematy nawet tam, gdzie nie powinno być na nie miejsca. Dziewczynkom zaczepianym czy bitym w przedszkolu mówimy, że kto się czubi, ten się lubi. Ofiarom stalkingu mówimy, że powinno je cieszyć męskie zainteresowanie. Ofiary gwałtu przepytujemy czy aby na pewno nie sprowokowały sprawcy.
Ten typ tak ma
Największe gromy ciskam jednak w kierunku mężczyzn, którzy tak desperacko potrzebują płynących z zewnątrz zapewnień o własnej atrakcyjności (nie tylko fizycznej), że domagają się zmian od partnerek. Prawda jest taka, że facet, który chce, żeby jego dziewczyna czy żona schudła i to chciejstwo spowodowane jest wyłącznie kwestiami wizerunkowymi, to dość mocno zakompleksiony narcyz.
Taki, który „ładną kobietę” wpisuje w tej samej rubryczce co „szybkie auto” czy „drogi zegarek”. Rubryczce zatytułowanej: „Co pompuje moje ego”? Dla którego ta ładna kobieta jest wyznacznikiem statusu. I która najczęściej, w oficjalnych sytuacjach ma tylko wyglądać. Lepiej, żeby milczała, jak Melania Trump czy Agata Duda.
„Czepiasz się, babo. Facet ma prawo mieć preferencje. Tak samo, jak ma do nich prawo kobieta”. No wiadomo, że ma! Może lubić brunetki, niskie, wysokie, szczupłe, grube. I takich powinien szukać, jeśli wygląd jest czynnikiem decydującym. Ale wiązanie się z brunetką tylko po to, by za chwilę zacząć domagać się zmiany koloru włosów na blond, to już nadużycie. I manipulacja. A jeśli jest poparta argumentem: „Bo zacznę cię zdradzać” albo „Bo znajdę sobie inną” to już szantaż emocjonalny. I znak, że facetowi bardziej niż szczupła partnerka, potrzebna jest pomoc psychologiczna. Bo z rolą mężczyzny we współczesnym świecie ewidentnie sobie nie radzi. I zapewne nie jest to jego wina.
Źródło: kobieta.wp.pl