Oto jak wielka jest miłość matki do dziecka. Anna Rybacka-Kopiec (38 l.) z Teresina (woj. mazowieckie) przez 115 dni nie opuściła szpitalnego łóżka. Zrobiła to, by nie stracić maleńkiego Nikosia, którego nosiła pod sercem. Maluszek przyszedł na świat 24 września. Urodził się w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
To były dni pełne strachu. Pani Anna bała się o życie dziecka. Już wcześniej kilka razy poroniła i donoszenie tej ciąży było jej największym marzeniem.
– Jestem szczęśliwa, że dzisiaj trzymam na rękach mojego wyczekiwanego synka. Nikodem był dla mnie motywacją – mówi 38-latka.
Na mamę, przebywającą w łódzkim szpitalu, daleko od domu z utęsknieniem czekały dwie córeczki: Alicja (6 l.) i Agata (1,5 l.). Przez 115 dni kobieta rozmawiała z nimi jedynie za pośrednictwem Skype’a w komputerze. Wszystkie obowiązki w domu przejął tata, Przemysław Kopiec (35 l.).
Pani Anna, w trosce o rosnące pod jej sercem maleństwo, musiała leżeć w łóżku pod czujnym okiem lekarzy. Chodzić mogła niezwykle rzadko, i tylko po oddziale, pójść do toalety, czy kuchni.
– To była ciąża wysokiego ryzyka. Utrzymanie jej było związane z zabiegami, leczeniem farmakologicznym. Wymagało niezwykłej współpracy ze strony pacjentki – tłumaczy dr Mariusz Grzesiak, kierownik kliniki położnictwa i ginekologii.
– Wszystkie mięśnie i kręgosłup są po tym wszystkim bardzo osłabione. Pierwsze wejście na schody było bardzo trudne, bo kolana mnie bolały – wspomina pani Anna.
Mama i synek opuścili już szpital. Nikodem waży 3 kilogramy i ma się znakomicie.
Anna Rybacka-Kopiec ograniczała poruszanie się, żeby donieść ciążę
Gdy pani Anna przebywała w szpitalu, jej mąż zajmował się domem
– To była ciąża wysokiego ryzyka – mówi dr Mariusz Grzesiak. Dodaje, że jej utrzymanie wymagało niezwykłej współpracy ze strony pacjentki
Źródło: fakt.pl