To przez nie Woźniak-Starak znalazł się w koszmarnej pułapce? Trzy błędy

W nocy z soboty na niedzielę na jeziorze Kisajno niedaleko Giżycka doszło do dramatycznego wypadku. Motorówka, którą prowadził Piotr Woźniak-Starak, straciła stateczność. Mężczyzna i towarzysząca mu kobieta wypadli z łodzi do wody. Ona przeżyła, ona zaginął. Wiele wskazuje na to, że Piotr Woźniak-Starak mógł popełnić tego dnia trzy błędy, które doprowadziły do tragicznego finału. Wyliczamy je w poniższym tekście.

Błąd pierwszy. Nocny rajd. Piotr Woźniak Starak lubił nocne rajdy motorówką po jeziorze. Chwalił się nimi w internecie. Rok temu wrzucił na swoje konto na Instagramie relację z takiego nocnego pływania. Niestety, jest to śmiertelnie niebezpieczna rozrywka. Widoczność nocą jest ograniczona. Kierujący ma bardzo mało czasu na reakcję. Gdy płynie szybko i dostanie nawet małą boczną falę, jego motorówka może wylecieć w powietrze jak kamień wystrzelony z procy. Kiedy uderzy dziobem o taflę wody, wyhamowuje, a siedzący w niej ludzie lądują w wodzie.

Poniżej widać film, który Piotr Wożniak-Starak opublikował w sieci. Widać na nim, jak szybko pływał po jeziorze. Słuchał przy tym głośno muzyki techno. Internauci komentowali ten film jednoznaczne: tak nie wolno pływać, to kuszenie losu!

Do wypadku motorówki Woźniaka-Staraka doszło w samym środku nocy.

Błąd drugi. Brak zrywki. Zrywka to zabezpieczenie używane przez osoby kierujące motorówkami czy skuterami wodnymi. Kiedy kierujący w czasie wypadku wypada z łodzi lub spada ze skutera, linka przypięta do jego ubrania za pomocą karabińczyka, napina się i wyciąga zabezpieczenie. Następuje odcięcie zasilanie. Silnik się wyłącza i łódź się zatrzymuje. Osoby znajdujące się za burtą mogą wrócić na motorówkę.

Kiedy nie ma zrywki, łódka z reguły zaczyna kręcić się w kółko. Osobie, która próbuje na nią wrócić, grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, bo może zostać uderzona burtą łodzi lub zostać poharatana przez jej śrubę. Z nieoficjalnych informacji, do których dotarł Fakt24 wynika, że na śrubie motorówki Woźniaka-Staraka znaleziono jego włosy.

Kobieta, która towarzyszyła Woźniakowie-Starakowi, to według naszych ustaleń nie tylko kelnerka pracująca w posiadłości jego rodziców, ale też podróżniczka, która miała doświadczenie żeglarskie. Prawdopodobnie wiedziała, że kręcąca się w koło łódź jest niebezpieczna. Dlatego wybrała inną drogę ratunku. Popłynęła do brzegu.

Nie wiemy, czy Piotr Woźniak-Starak usiłował dostać się na łódkę, czy też został uderzony przez jej śrubę w momencie, gdy wpadł do wody, a łódka później nad nim przepłynęła.

Kiedy ratownicy dotarli do łodzi, ta dryfowała, bo skończyło się w niej paliwo. Ale wcześniej kręciła się w kółko. To dowód na to, że nie miła załączonej zrywki w czasie wypadku.

Błąd trzeci. Brak kamizelki. Wiele wskazuje na to, że mężczyzna jej nie założył. Niestety, wielu żeglarzy jej nie nosi, bo krępuje ruchy. Tymczasem noszenie kamizelki jest jak zapinanie pasów w trakcie jazdy samochodem. Każdy powinien ją nosić, nawet doświadczony żeglarz czy sternik. Tym bardziej powinni ja mieć na sobie pasażerowie.

Co ustalili dziennikarze Faktu?

W sobotę wieczorem Piotr Woźniak-Starak miał wypłynąć na kolację do gospody pod Czarnym Łabędziem, do Rydzewa nad pobliskim jeziorem Niegocin. Drugą motorówką miała płynąć ochrona producenta filmowego. W restauracji byli widziani jeszcze około godziny 22. Na kolacji był Piotr z małżonką i pieskiem, oraz jego teściowie. Około godz. 23. mieli wrócić do domu.

Co stało się potem? Tu zaczynają się domysły. Piotr miał jeszcze raz wypłynąć. Tym razem z 27-letnią znajomą. Dopłynęli do wyspy niedaleko posiadłości Staraków. Wtedy Piotr miał zwolnić ochroniarzy i powiedzieć, żeby płynęli do portu przy posiadłości, a on za chwilę dopłynie.

Z tego rejsu już nie wrócił. Zaginął po wypadku na jeziorze. Kobieta, która mu towarzyszyła, dopłynęła do brzegu. Według jej relacji, motorówka, którą płynęli, straciła sterowność podczas nagłego skrętu. Wtedy milioner i jego znajoma wpadli do wody.

Wszyscy szukają Piotra

Do poszukiwań jeszcze nad ranem dołączyli policja i strażacy. Z Komendy Głównej Policji przyleciał śmigłowiec z kamerą termowizyjną, ale nic nie udało się znaleźć.

– Rodzina jest załamana, rodzice w szoku. Agnieszka też w bardzo złej kondycji- mówi nasz informator. – Wszyscy modlimy się, aby ta sytuacja skończyła się dobrze, ale nadzieja jest coraz mniejsza.

Policja i prokuratura zapowiadają, że poszukiwania będą prowadzone do skutku.

Źródło: fakt.pl

Share