Piotr Woźniak-Starak wpadł do wody na jeziorze Kisajno i do tej pory go nie odnaleziono. Od momentu znalezienia na brzegu jego pasażerki śledczy przyglądają się dokładnie sprawie. Wiele osób dopatrzyło się nieprawidłowości – wypływając łodzią Piotr Woźniak-Starak powinien zadbać o dwie podstawowe rzeczy.
Piotr Woźniak-Starak w nocy z soboty na niedzielę pływał po jeziorze Kisajno niedaleko swojej posiadłości. Jego pasażerką była 27-latka, kelnerka z pobliskiej restauracji. Ich wyprawa skończyła się tragicznie – kobieta cudem dopłynęła do brzegu, a męża Agnieszki Woźniak-Starak do tej pory nie odnaleziono. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby zadbano o dwie ważne rzeczy.
Piotr Woźniak-Starak nie dopilnował kwestii bezpieczeństwa na pokładzie
Przede wszystkim osoby, które znajdowały się na pokładzie motorówki i odbywały nocną przejażdżkę powinny zostać wyposażone w kapoki. Kamizelki ratunkowe to konieczność w trakcie pływania w niesprzyjających warunkach. Po mazurskich jeziorach nie powinno się pływać nocą – niewidoczne na pierwszy rzut oka przeszkody mogły błyskawicznie zakończyć szybką jazdę. Kapok założony na tułów mógłby uratować życie, nawet jeśli jest się pewnym, że potrafi się pływać.
Na zdjęciach umieszczonych w serwisach społecznościowych widać, że Piotr Woźniak-Starak zabierał na łodzie wielu swoich dobrych znajomych, jednak ani on, ani pozostali nie byli ubrani w kamizelki.
Drugą dyskusyjną rzeczą jest tzw. „zrywka”. Piotr Woźniak-Starak pływał zwykle zamiennie dwiema łodziami. Na wyposażeniu posiadał Glastrona GT-150 oraz Nautique Super Air G25. Każda z nich była wyposażona w najlepszy sprzęt nawigacyjny i bogate wyposażenie. W chwili wypadku Starak pływał po Kisajnie Glastronem.
Jeden szczegół mógł również zadecydować o bezpieczeństwie dwóch osób
Zrywka to elastyczna linka, której jeden koniec przyczepiony jest do ręki lub paska sternika, a drugi to plastik, który „wklikuje się” w metalowy mały bolec przy manetce sterowej. Bez niego nie da rady uruchomić silnika. W razie oddalenia się sternika od steru lub właśnie wypadnięcia za burtę, wyżej wspomniany plastik „zrywa się” i tym samym wyłącza silnik, co pozwala osobie znajdującej się w wodzie podpłynąć do łodzi.
Tabloidowi dziennikarze donoszą, że łódź po manewrze skrętu dalej działała z uruchomionym silnikiem. Znaleziono ją dopiero dryfującą na jeziorze, co mogło być skutkiem zużycia paliwa – dopiero wtedy przestała się przemieszczać. W związku z tym wiele osób zadaje sobie pytanie: czy zrywka w momencie skrętu była zaczepiona o rękę lub pasek sternika? Tego dochodzić będą już śledczy.
Źródło: pikio.pl