Okazało się, że Mariusz Bonaszewski jest ciężko chory. Był zaskoczony w gabinecie lekarskim

Zanim został aktorem, nie wymawiał „r” i bardzo się jąkał. Ale Mariusz Bonaszewski (55 l.) zwalczył wadę wymowy, a potem w teatrze spotkał miłość swojego życia. W jego życiu nie brakuje też dramatycznych momentów. Pewnego dnia przeżył ogromny szok w gabinecie lekarskim…

– Związek z Dorotą długo miał charakter platoniczny. Zbliżyła nas pierwsza wspólna praca – spektakl „Ninoczka”. Ona wystąpiła w tytułowej roli, ja wcieliłem się w uwodziciela. Uwodziłem, uwodziłem, a ona broniła się… mało skutecznie – opowiadał Mariusz Bonaszewski.

Urodził się w Koszalinie, ale sporą część życia spędził w Słupsku i w Ustce. – Moja rodzina pochodzi z Pomorza od bardzo dawna, jeszcze sprzed wojny. Nie pływam, ale jestem człowiekiem morza. Gdybym urodził się raz jeszcze i miał taką możliwość, to bym pływał – wspominał.

Hamlet ożenił się w stolicy

Będąc małym chłopcem, dzięki tacie poznał też smak górskich wycieczek. – Ojciec chodził po górach, zabierał mnie już jako czterolatka. Lata 70. to sukcesy polskiej alpinistyki, oglądałem gazetki ze zdjęciami ośnieżonych szczytów i miałem pewność, że będę się wspinał – opowiadał.

Ważną rolę w jego życiu odegrał też dziadek, który miał nietypowe zainteresowania. – Uwielbiał prowadzić mnie na pogrzeby swoich znajomych i do kostnic, ale nie tylko. Także do takich przypadków, które nie miały nic wspólnego z pogrzebem, kiedy to pokazywał mi na przykład topielca na brzegu jeziora. Awantury w domu były straszne, gdy babcia się dowiedziała o tym, co on wyprawia – zdradził Mariusz.

A w innym wywiadzie dodał, że bardzo ceni to doświadczenie. – Nawet jeśli jest ono powodem mojego lęku. Istnieję z poczuciem żalu, że życie jest tak skonstruowane…

Zanim Bonaszewski został pierwszoligowym aktorem, pokonał wiele przeszkód. Koledzy w liceum go wyśmiewali, gdyż aż do czwartej klasy nie potrafił wymawiać „r”. Pracował z logopedą, aby się pozbyć wady wymowy. – Któregoś dnia to się odmieniło. Wszyscy byli w szoku, bo doprowadziłem do tego, że wymawiałem „r” jak należy – dodał.

Ale to nie był jedyny problem z porozumiewaniem się, jaki miał Mariusz. – Ja się straszliwie jąkałem, do tego stopnia, że nie mówiłem na lekcjach, tylko pisałem, miałem na to zgodę – opowiadał.

Udało mu się jednak pokonać wszystkie przeciwności i udowodnić, że spełni swoje marzenia. – Ja wam pokaże, dostanę się! Mało tego, będę świetny – tak sobie wmawiałem – wspominał.

Ku zdziwieniu niedowiarków ukończył szkołę teatralną, a już cztery lata później, w grudniu 1992 r. zagrał tytułową rolę w spektaklu ” Hamlet ” w warszawskim Teatrze Dramatycz nym. Zbiegło się to z innym ważnym wydarzeniem w jego życiu osobistym. Wtedy to, jak donosiła „Gazeta Stołeczna” „Hamlet się ożenił”.

– W sobotę o godz. 11 rano w USC na Starym Mieście wzięli ślub dziennikarka Wiesia Górska i aktor Teatru Dramatycznego Mariusz Bonaszewski, Hamlet w przedstawieniu, którego premiera odbyła się w ostatni czwartek – napisano 15 grudnia 1992 r.

Szczęśliwych chwil młodej parze nie wystarczyło jednak na długo. Pierwsze małżeństwo Bonaszewskiego szybko przeszło bowiem do historii. Jego drugą wybranką została aktorka Dorota Landowska. Poznali się podczas nagrywania audycji w radiu. Ale przełomem w ich relacjach okazał rok 1995, gdy znaleźli się w obsadzie jednej ze sztuk.

– Oboje byliśmy poranieni, ostrożni, naznaczeni poprzednimi przeżyciami, nieufni. Zbliżaliśmy się do siebie bardzo powoli… Najdziwniejsze, że zanim do czegokolwiek doszło między nami, zrozumiałam, że jest dla mnie tak ważny, może najważniejszy w życiu i że… chcę mieć z tym facetem dziecko – wyjawiła Dorota w wywiadzie.

Mariusz historię ich związku zapamiętał tak: „Zanim los nas zetknął ze sobą, widywałem ją w warszawskich spektaklach. Kiedy się poznaliśmy, miałem 31 lat. Dla mnie to był czas emocjonalnego chaosu…”.

Pełen rezerwy powoli zaprzyjaźniał się więc z ukochaną. Przypieczętowaniem ich miłości były dzieci. Najpierw w 2002 r. urodziła się im córeczka Marysia, a pięć i pół roku później powitali syna Stanisława. Bonaszewski był szczęśliwy, że mógł uczestniczyć w tym wydarzeniu.

– Dorota poprosiła, żebym towarzyszył jej przy porodzie. Były momenty, gdy przechodził mnie dreszcz, słyszałem jej krzyk, widziałem jej ból, działo się coś, czego nie ogarniałem, ale w czym uczestniczyłem z pełnym zaangażowaniem. Doświadczenie porodu okazało się niezwykłe i namawiam wszystkich ojców, by nie przegapili tych chwil bliskości – wspominał ten wzruszający moment.

Tworzyli udaną parę, wychowywali dzieci, ale żyli bez ślubu, bo choć aktor wręczył kobiecie swojego życia dwa pierścionki zaręczynowe, ona nie paliła się do zamążpójścia. – Mariusz oświadczał mi się kilkanaście razy. Ale w końcu to ja zaproponowałam: „Może w końcu to ja ciebie poproszę o rękę. I będziemy kwita” – wspominała.

Pobrali się więc w 2013 r. w tajemnicy w obecności swoich ukochanych dzieci.

Szok w gabinecie

Cztery lata później los wystawił ich na ciężką próbę, wtedy to bowiem Mariusz ciężko zachorował. – Grałem wówczas trudny spektakl, w czasie którego co wieczór traciłem dwa kilogramy. Przychodziłem do domu, nie chciało mi się spać. Budziłem się o 6 rano i szedłem biegać. (…) Wiedziałem, że jestem na jakimś dopingu, ale nie wiedziałem na jakim… – wspominał.

Aktor czuł się już jednak tak źle, że zdecydował się szukać pomocy u specjalisty. Gdy wszedł do jego gabinetu, przeżył szok. Okazało się, że lekarz… od dawna na niego czekał. Widząc go bowiem wcześniej na ekranie, rozpoznał na jaką przypadłość cierpi.

– Dwa lata temu dzwoniłem do telewizji, żeby powiedzieć, co panu dolega. Ale oni chyba panu tego nie przekazali – usłyszał Mariusz.

Dowiedział się, że objawy, którymi od dawna się martwił, wywołał gruczolak przysadki mózgowej. Tylko szybka interwencja chirurgiczna uratowała go przed najgorszym. – Umarłbym na serce, bo serce w takiej chorobie też rośnie i dochodzi do zawału – mówił.

Dziś po zdrowotnych problemach nie ma już śladu. Aktor święci triumfy na scenie, gra w serialach, a każdą wolną chwilę poświęca ukochanej żonie, Marysi i Stasiowi. – Myślę, że dzieci czują się z nami szczęśliwe, są jak gruszki w syropie, nasiąkają klimatem domu i naszej relacji, bo przecież od nas uczą się, czym jest miłość – wyznał.

1

2

Źródło: pomponik.pl

Share