akochali się w sobie bezrozumnie, od pierwszego spojrzenia. I pokazali, że dojrzała miłość może być piękna. Razem na dobre i złe. Ona wciąż słyszy od niego: „Boże, jaka jesteś piękna”. On, że bez niego nie mogłaby żyć. Iwona Pavlović i Wojtek Oświęcimski świętują 10. rocznicę ślubu!
Iwona Pavlović i Wojtek Oświęcimski: historia miłości
Na ślubnym kobiercu Iwona Pavlović i Wojtek Oświęcimski stanęli 25 września 2009 roku. ,,Dziś, jutro, na zawsze… MY… Tancerka z przeszłością i mężczyzna po przejściach…spotkali się zupełnie przypadkiem i to było to! Burza rozpętała się w ich życiu i sercu! Oszaleli na swoim punkcie i tak juz 10 lat są dla siebie mężem i żoną, dniem i nocą, wsparciem i radością! Nie bójcie sie kochac! Miłość zawsze Nas odnajdzie, jesli tylko jej na to pozwolimy!”, napisała Iwona Pavlović na Instagramie. Jurorka Tańca z Gwiazdami wraz z ukochanym obchodzi rocznicę związku. Zakochani wrócili wspomnieniami do ich wyjątkowego dnia i podzielili się z fanami sesją z VIVY!.
Dwukrotnie stawali przed naszym obiektywem. O tym, co ich w sobie pociąga, co różni, o co się kłócą Iwona Pavlović i Wojtek Oświęcimski opowiedzieli w 2018 roku Elżbiecie Pawełek. Czy już wtedy zdradzili, jak uczczą swoją 10. rocznicę ślubu.
Wojtek: U nas takie decyzje podejmuje Iwonka, organizatorka naszego życia. Często bywa, że są to decyzje spontaniczne. Czy są to rocznice, urodziny, imprezy u znajomych, czy rodzinne, wszystkiego pilnuje. Pamięta i wybiera prezenty, co dla mnie jest największym koszmarem. Jest w tym niezastąpiona.
Iwona: Kocham Zakopane, więc może warto byłoby tę rocznicę uczcić w pięknych polskich górach?
Wojtek: Całkowicie zdaję się na twoją intuicję i wybór. Wiem, że zorganizujesz wszystko – w skali „Tańca z Gwiazdami” – na 10 punktów i będzie to piękna rocznica… w Zakopanem.
Powrót w góry byłby podróżą sentymentalną, bo to one Was połączyły…
Wojtek: Do dziś czujemy do nich wielki sentyment. Wtedy spędziliśmy cztery piękne dni w Tatrach. Przeciągnąłem Iwonkę dość trudnymi szlakami, ale najbardziej pamiętam nasze wejście na Wołowiec. Zapomnieliśmy o otaczającym nas świecie, traciliśmy poczucie przemijania czasu, odczuwaliśmy jakąś nadzwyczajną więź. To było wspaniałe, wręcz mistyczne przeżycie.
Ciągle zakochani w sobie, a wtedy co Was w sobie zauroczyło?
Iwona: Wszystko. Wydaje mi się, że nie zakochujemy się w kimś tylko dlatego, że ma ładne oczy czy włosy, jest wysoki czy niski. Po prostu jest miłość, która potrafi zauroczyć i bęc. W tym jest wszystko: i Amor, i chemia… Tak było u nas.
Wojtek: A według mnie liczy się zarówno wygląd, jak i pierwsze wrażenie. Potrzeba trochę czasu, by się bliżej poznać, ale to „coś” na początku musi być.
Iwona: To słucham, co cię we mnie zauroczyło?
Wojtek: Ty właśnie dla mnie byłaś i jesteś kompletna. Miałaś wspaniałą figurę, piękne włosy. Nawet papieros w twoich rękach mi się podobał, bo trzymałaś go z gracją, choć palenia nie znosiłem. Nie było się do czego przyczepić, a teraz co rusz, to wada (śmiech). Ten pierwszy impuls pchnął mnie w twoją stronę. A potem zauważałem u ciebie coś, czego mi brakowało w poprzednim małżeństwie. Masz tak silny charakter, że nie potrzebowałabyś partnera.
Iwona: Ale ciebie, Wojtku, potrzebuję.
Wojtek: Ja ciebie też. Nie do końca jednak zgodzę się z tym, że mężczyzna musi być siłaczem dającym kobiecie oparcie. Kiedy obie strony mają silne charaktery, to łatwiej jest we wszystkim. Pewnie się zamęczamy z Iwonką rozmowami o niektórych naszych problemach, ale słuchamy się. Dziś mam żonę i cudownego przyjaciela w jednym i to jest wspaniałe w naszym związku.
Mówi się jednak, że mężczyźni boją się silnych kobiet.
Wojtek: Nie boją się, ja jestem Lew, a ona Skorpion. Już na początku odgryzłem jej ten ogon z jadem… (śmiech). Nie spieramy się o to, kto jest ważniejszy, ale potrafimy zasnąć w przekonaniu, że każde z nas ma rację.
Iwona: W związku ważna jest tolerancja. Nieraz myślimy inaczej, różnimy się, ale nadal bardzo się kochamy, szanujemy i polegamy na sobie. A nawiązując do tego, jak widzi mnie Wojtek, sam też jest bardzo silnym człowiekiem. Tak silnym, że czasami mogłam sobie pozwolić, żeby być blondynką (śmiech).
Co Was różni?
Wojtek: Staram się wszystko przemyśleć w domu na spokojnie. A Iwonka jest typem raptusa, nawet szybciej chodzi ode mnie. Na spacerze aż muszę ją hamować: „No proszę cię, trochę zwolnij”.
Iwona: Myślę, że wspaniale się uzupełniamy. Nierzadko bywam rozmarzona i wtedy pędzę jak jakaś chmura na niebie, ale w gruncie rzeczy jestem racjonalistką twardo stąpającą po ziemi. Jestem konkretna, działam szybko, nie odkładam niczego na później, co odziedziczyłam po mamie, która mimo swoich 85 lat wciąż wykazuje dużą aktywność. Ale cieszę się, że mam obok siebie Wojtka, który mnie zatrzymuje i mówi: „Usiądźmy i pogadajmy, trzeba wszystko przemyśleć”. Wojtek bardzo mnie tonuje i pomaga mi spokojniej stąpać po ziemi… Takie opanowanie u mężczyzny to skarb.
Wojtek: Zwróć jednak uwagę, że staram się nie wtrącać w twoje pomysły. Przy budowie naszego domu wybrałem tylko kolor płotu. Powiedziałem sobie: kurczę, niech mam w tym choć maleńki udział. Są rzeczy, które mógłbym zepsuć. Nie posiadam takiego zmysłu artystycznego jak Iwonka, która, organizując turnieje taneczne, dba również o scenografię, więc mam pełne zaufanie do jej profesjonalizmu. Nie boję się, że potem będę w domu wywracał się o progi. Wszystko w nim jest przemyślane i wszystko w nim mi się podoba.
Iwona: Czy to nie cudowne, że cały dom od początku do końca mogłam zaaranżować tak, jak chciałam?
Nie korciło Was, żeby przenieść się do Warszawy, dokąd Iwona musi dojeżdżać z Olsztyna na „Taniec z Gwiazdami”?
Wojtek: Kilka lat temu tak, nawet szukaliśmy mieszkania, ale bez powodzenia, z czego się cieszymy. Chyba nigdy nie chcieliśmy w niej zamieszkać. Przyszedł też moment refleksji, padło jedno słowo: „A mama?”. Iwonka jest z nią bardzo zżyta i w Olsztynie ma całą rodzinę. A poza tym na Warmii i Mazurach wspaniale się żyje.
W czym się to wspaniałe życie przejawia?
Iwona: Moja rodzina jest bardzo „rodzinna”, a mama Zenia jest cudownym „scalaczem” rodziny. Nie wisimy na sobie, ale uwielbiamy spotykać się, rozmawiać, żartować i wymieniać poglądy. Bardzo się wszyscy różnimy, dzięki temu jest barwnie, ale nigdy się nie nudzimy. Mam wielkie oparcie w rodzinie. A Warmia i Mazury… to lasy, woda, łąki, oddech. Magia. W Olsztynie jest dużo pięknych jezior. Niedaleko naszego domu jest jezioro Tyrskie, kilka kroków dalej Ukiel. A gdy na spacerze witają nas konie, które przychodzą nad jeziora napić się wody, czyż może być coś piękniejszego?
Wasz dom jest nowoczesny czy w tradycyjnym warmińskim stylu?
Wojtek: Nie, bab pruskich w nim nie ma (śmiech).
Iwona: Jest bardzo nowoczesny, bo taki styl oboje lubimy. Niektórzy marzą, żeby zamieszkać w starej kamienicy czy dworku, ja zdecydowanie lepiej funkcjonuję we wnętrzach wykończonych szkłem i metalem. W poprzednim domu mieliśmy brązy, teraz królują u nas szarości i biele. Postawiliśmy na skandynawski styl i bardzo minimalistyczny. Mało mebli i różnych ozdób, za to dużo przestrzeni, w której oboje świetnie się czujemy. Dzięki temu jest też znacznie mniej sprzątania.
Pomyślałam, że jesteście żywym dowodem na to, że miłość bywa bezrozumna. Zakochaliście się w sobie jak szczeniaki, na dodatek będąc w związkach małżeńskich.
Iwona: Bo prawdziwa miłość nie ma ani rozumu, ani nie wybiera. Kiedy zaczyna kalkulować, to już nie jest miłość. A jak zapytasz, za co się kochamy, to powiem, że za wszystko. Za nasze dobro i za nasze zło, za nasze wady i zalety.
Jesteście zazdrośni o siebie?
Iwona: Nie, zazdrość jest wrogiem miłości. Jestem spokojna o Wojtka. Bardzo pięknie śpiewa o tym Paweł Domagała, którego kochamy słuchać: „nie chcę już przygód, bo największą przygodą mojego życia jesteś ty”.
Wojtek: Nie będę robił z siebie ideału, że jak idzie ładna dziewczyna, to jej nie dostrzegam i się nie obejrzę. To u faceta normalne. Ale nie jest mi ona do niczego potrzebna. Wiem, z kim chcę być do końca swojego życia. Nigdy nie pragnąłem mieć jeszcze więcej, niż miałem. Mogliśmy zbudować sobie dom trzy razy większy i mieć tam nie wiem co, ale tego nie potrzebujemy. Chcemy tylko szczęśliwie żyć. Niewielu mam znajomych, którzy mogą bezgranicznie zaufać swojej partnerce tak jak ja Iwonie. Dojrzeliśmy oboje do pełnego związku bez scen zazdrości.
Nie wystraszyłaś się faceta z trzema dorastającymi synami u boku?
Iwona: Byłam w takiej euforii, w takim kosmosie, że ani dzieci, ani pies, którego mieli, ani nic się wtedy nie liczyło. Przytoczę anegdotę o synach Wojtka. Wiedziałam już, że jest ich trzech, moja mama też, ale był problem z tatą, którego mogłaby przerazić wiadomość o trzech chłopakach. Zawsze jednak odwiedzało moich rodziców dwóch z nich, więc tata nie mógł się połapać, zwłaszcza że byli bardzo podobni do siebie. I do końca nie poznał prawdy.
Wojtek: Myślę, że Iwona nie zdawała sobie sprawy, co to znaczy trzech dorastających synów, bo sama nie miała dzieci. A ja nie umiałem przewidzieć, co stanie się z chłopakami wyrwanymi z ich środowiska. Oni jednak zdecydowali, że chcą być ze mną, na co zgodziła się ich matka. Dla dziecka już samo rozstanie rodziców jest tragedią. Dziś wiemy, ile wycierpieli. Ale wtedy i teraz przychylilibyśmy im nieba, żeby byli szczęśliwi.
Jak to możliwe, Iwono, że nie zapaliła Ci się kontrolna lampka, że cała ta kawaleria plus pies oznacza kłopoty? Wiodłaś wygodne życie, mogłaś odcinać kupony od sławy i weszłaś w rolę, powiem okrutnie, macochy.
Iwona: To okropne słowo. Może się jednak zdziwisz, ale odkąd jestem z Wojtkiem, nigdy nie zapaliła mi się żadna lampka. Jestem bardzo zadaniowa, więc uznałam, że trzeba żyć i wziąć tego byka za rogi. Ani przez sekundę nie myślałam: Boże, co ja zrobiłam? I starałam się, jak mogłam najlepiej, być przyjacielem chłopców, bo matką przecież nie byłam. Byłam z nimi w radosnych chwilach, przeżywałam razem z nimi trudne sprawy. Towarzyszyłam im w dojrzewaniu i poznawaniu świata. Teraz od całej trójki usłyszałam bezpośrednio, że mnie kochają… To wielka sprawa, bo przecież moja miłość do Wojtka nie była równoznaczna z miłością do chłopców czy ich do mnie. Ona musiała dopiero przyjść. Czuję się dziś spełniona, jesteśmy razem na dobre i na złe. Być może wypełniłam pustkę uczuciową związaną z brakiem własnych dzieci, z której nie zdawałam sobie sprawy.
Powiedziałaś, że o miłość trzeba dbać nie tylko wtedy, kiedy się rodzi i rozkwita. Jak to robicie, Wojtek niesie Ci kawę do łóżka, a Ty mu czasem przeprasujesz koszulę?
Iwona: Miłość to nie są kwiaty codziennie przynoszone, chociaż jak najbardziej frezje mile widziane. Kiedyś mnie Wojtuś zapytał, czy to nie jest miłość, że umył wszystkie okna w domu lub umył mi samochód. A moja miłość jest taka, że jak coś robi, przynoszę mu kanapkę…
Wojtek: Proszę ją o dwie, a ona zawsze przynosi mi cztery, co mnie wkurza, bo mogę przytyć. A wyniosłem z domu zasadę, że wszystko, co podane na talerzu, musi być zjedzone.
Iwona: Dużo kanapek, duża miłość… (śmiech). Czyż mogłabym usłyszeć piękniejsze słowa od męża po 13 latach bycia razem, kiedy budzę się rano: „Boże, Iwona, jaka ty jesteś piękna”. Śmieję się wtedy i mówię: „Ty kłamczuchu”. A on: „To nie jest kłamstwo, to prawda”.
Zdarza się Wam razem tańczyć?
Iwona: Jak Wojtek zacznie tańczyć, to ja zacznę biegać (śmiech). Ale na poważnie, podziwiam go za bieganie w półmaratonach i maratonach. Zazdroszczę mu żelaznej kondycji i konsekwencji w uprawianiu tak morderczej dyscypliny. Bieganie to jego pasja i sposób na życie.
Wojtek: Nie jestem człowiekiem, który, słysząc muzykę, nie może wytrzymać bez tańca. Ale ukończyłem w szkole Iwony kurs tańca z oceną bardzo dobrą. Może tanecznych skrzydeł nie rozwinąłem, ale podstawowe kroki znam.
Pamiętacie przebój Lady Pank „Tańcz głupia, tańcz”?
Iwona: Tak. „Swoim życiem się baw, tańcz głupia, tańcz, wielki bal sobie spraw…”.
Można przejść przez życie tanecznym krokiem?
Iwona: Można. Tańczyłam jako dziewczynka, potem jako kobieta, byłam amatorską i zawodową tancerką, uczyłam tańca, byłam sędzią, a teraz jestem jurorem w „Tańcu z Gwiazdami”. Prowadzę nadal turnieje tańca i sędziuję. Mama nie podzielała mojej fascynacji tańcem i mówiła: „Oj, z kręcenia dupcią to ty nie wyżyjesz”. Dla niej skończyłam bibliotekoznawstwo i informację naukową, żeby zdobyć fach, ale to nie była moja bajka. A teraz mówię mamie, że jednak z tańca i kręcenia dupką żyję (śmiech).
Wojtek: Iwonka kompletnie się nie nadaje do siedzenia przy biurku. Ciągle musi działać, przemieszczać się, zawsze wkoło niej musi się coś dziać. Jest bardzo pracowita i obowiązkowa.
Uchodzi za surową jurorkę w „Tańcu z Gwiazdami”, która nie boi się skrytykować nawet zawodowych tancerzy…
Iwona: W programie nigdy nie oceniam tancerzy, tylko gwiazdy. Staram się być uczciwa w ocenie, uczciwa wobec swojej wiedzy tanecznej. Etyka sędziego pomaga mi odciąć się od czynników zewnętrznych i oceniać tylko to, co widzę na parkiecie… A na parkiecie bywa różnie. Nie jestem surowa, tylko sprawiedliwa.
Wojtek: Nie zazdroszczę jej udziału w „Tańcu z Gwiazdami”, bo to jeden z trudniejszych programów telewizyjnych przede wszystkim dlatego, że jest nagrywany na żywo. Kamera nie jest w stanie pokazać wszystkiego, ale oczy Iwony widzą wszystko… błędy też. Ale jako jej menedżer nie wtrącam się w to, zajmuję się sprawami organizacyjnymi.
Iwona: Wojtek dba o mnie. Jako menedżer ma jedną piękną cechę, że nie jest zachłanny na moją pracę, że coś muszę. Ma w sobie wielką klasę i spokój, jest bardzo wyważony.
Żeby nie było tak słodko, co Was w sobie wkurza?
Iwona: Wojtek ma zawsze w swoim pokoju tak zwany nieład. A moja mama mówiła: „Bałagan w domu, bałagan w życiu” i to jedno zdanie się we mnie zakodowało. Nie jestem pedantką, ale lubię mieć wokół siebie uporządkowaną przestrzeń.
Wojtek: A ja mówię, że w mojej garderobie, gdzie trzymam rzeczy, panuje artystyczny bałagan i o takie drobiazgi się droczymy. Muszę jednak przyznać, Iwonko, że zawsze pierwsza nas godzisz i za to cię kocham, bo mnie byłoby ciężko przeprosić. Dziękuję Bogu, że taka jesteś, bo nie rozmawialibyśmy do teraz.
Iwona: Nie potrafię trzymać w sobie złości, jestem wtedy nieszczęśliwa. Idę do niego, przytulam się, daję buziaka i od razu jest lepiej. Wolę sama szybko rozładować sytuację, odegnać czarne chmury, żeby świeciło słońce.
Gdzie widzicie się za kolejnych 10 lat?
Iwona: Oczywiście na Warmii i Mazurach, z rodziną, która jest dla nas bardzo ważna. Chcielibyśmy, żeby kiedyś się powiększyła, żebyśmy mogli cieszyć się wnukami. Myślimy nawet, jak urządzić dla nich pokoje, żeby miały swój kąt, jak przyjadą do nas na wakacje…
Przyznam się, że nie wyobrażam sobie Czarnej Mamby w roli babci.
Wojtek: Wiesz, takie małe dzieciątko może skruszyć serce nawet królowej lodu. Ale Iwonka chce być babcią od rozpieszczania, więc będę pilnował, żeby nie przesadziła. Wiem, że będzie wspaniałą babcią, tak jak jest wspaniałym człowiekiem.
Iwona: Wspaniałe jest to, że niczego sobie nie narzucamy. Na szczęście dla nas nie ingerujemy w swoje życie, idziemy za głosem swoich pasji. Dzięki temu żyjemy tym, co kochamy. Żyjemy szczęśliwie razem, ale mamy swoje zainteresowania.
Wojtek: Nie wchodzimy sobie na głowę. Nie mamy wspólnego harmonogramu dnia, ale mamy wspólny harmonogram na życie.
Iwona: I kropka.
Przypominamy niezwykłe sesje zdjęciowe Iwony Pavlović i Wojciecha Oświęcimskiego z 2009 i 2018 roku.
Źródło: viva.pl