Kinga Rusin (48 l.) i Marek Kujawa (44 l.) są razem niemal dekadę. Oprócz miłości i biznesu mają wspólne pasje i priorytety. Brakowało im tylko jednego…
Ostatnie tygodnie spędzali na Karaibach tylko we dwoje. Kinga Rusin i Marek Kujawa podróżowali po świecie, łącząc wypoczynek i rozmowy biznesowe dotyczące ich wspólnej marki kosmetyków. Na trasie ich wędrówek pojawiły się również Stany Zjednoczone, a tam światowa stolica ślubów, czyli Las Vegas.
Chociaż zakochani są ze sobą ponad 9 lat, to Kinga po rozwodzie z Tomaszem Lisem z rezerwą podchodziła do nowego uczucia. Nie zamierzała też się z nim afiszować, doskonale wiedziała, że miłość w świetle fleszy to nie jest najlepszy pomysł. Nie planowała również zmiany stanu cywilnego.
– Nie mam takiej potrzeby. Czy to, że ktoś ma obrączkę na palcu, daje mu większą możliwość szczęścia? Można po prostu fajnie żyć ze sobą i nie mieć żadnych papierów – zarzekała się.
Ale to wcale nie oznacza, że nie zmieniła zdania. Przyjaciele i rodzina wiedzą, na jakie szaleństwa ich stać. Dlatego dla bliskich nie jest zaskoczeniem, że podróż do Las Vegas była dla nich impulsem do rozmów o ślubie.
– Przed wyjazdem spotkali się na obiedzie i rzeczywiście poruszyli ten temat. Choć z nimi nie do końca wiadomo, kiedy żartują, a kiedy mówią serio. Jeśli wezmą ten ślub, potraktują to jako symbol i zrobią to tylko dla siebie – zdradza „Na Żywo” ich wspólny przyjaciel.
Dziennikarka już jakiś czas temu przyznała, że teraz, kiedy jej dzieci Pola i Iga stały się samodzielne, chce pomyśleć o sobie. Marek, którego poznała na wyspie Rodos, gdzie oboje oddawali się wspólnej pasji kitesurfingu, bardzo ją w tym wspiera. Co więcej szybko znalazł wspólny język z jej córkami, które trzymają kciuki za związek mamy.
Przystojny prawnik wywrócił jej życie do góry nogami. – Nauczył mnie inaczej patrzeć na świat. Jest przy mnie ktoś, kto ma ochotę mnie wysłuchać, cały czas motywuje do działania i sprawia, że mi się po prostu chce – mówi gwiazda, która jest szczęśliwa, że ma u swego boku kogoś tak wyjątkowego.
Ślub w Vegas byłby klamrą dla tej miłości. – Warto mieć marzenia, nawet jeżeli na ich spełnienie czeka się kilkadziesiąt lat. I nie mam na myśli wyłącznie podróżowania… – stwierdziła ostatnio Rusin.
Czekała na to, aby kochać i być kochaną i już wie, że było warto, bo dziś o ukochanym może mówić: „Mój Marek”.
Źródło: pomponik.pl