Kilka dni temu Kamil Durczok wpadł w poważne tarapaty. 26 lipca ok. godz. 13. spowodował groźną kolizję na trasie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim (woj. łódzkie). Badanie alkomatem wykazało, że miał wówczas aż 2,6 promila alkoholu we krwi. Został zatrzymany. Przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim usłyszał dwa zarzuty, za które grozi nawet 12 lat więzienia. W poniedziałek dziennikarz pojawił się w domu swojej matki Haliny Durczok w Katowicach. Przebywa u niej jego czworonożny przyjaciel Dymitr, z którym czule się przywitał.
29 lipca w godzinach wieczornych Kamil Durczok, zjawił się w domu rodzinnym. Na progu, na dziennikarza czekał już na niego jego wierny przyjaciel pies Dymitr. To właśnie on towarzyszył Durczokowi feralnego dnia, gdy został zatrzymany na A1 pod Piotrkowem Trybunalskim. Powodem była kolizja, którą spowodował będąc pod wpływem alkoholu. Durczok bardzo czule przywitał się z przyjacielem. Podszedł do Dymitra, przyklęknął na prawym kolanie, przytulił psa, a potem wygłaskał i wyściskał pupila.
Dymitr trafił do schroniska
Owczarka niemieckiego, który należy do Kamila Durczoka w okolicy miejsca kolizji, znaleźli policjanci. Pies był przestraszony, ale nic mu się nie stało. Dymitra przewieziono do najbliższego schroniska w Piotrkowie Trybunalskim. Spędził tam kilka godzin, a później został odebrany przez osobę upoważnioną przez Kamila D.
Tak, to prawda. Pies został odebrany. Pan Kamil podpisał na komendzie oświadczenie, komu oddać psa. 4-5 godzin później kolega przyjechał po psa. Wszystko mamy zapisane. Pies został zabrany i jest bezpieczny. Piękny pies, ma na imię Dymitr. Nic mu się nie stało – powiedział w rozmowie z Fakt24 pracownik schroniska w Piotrkowie Trybunalskim.
Dziennikarz miał 2,6 promila alkoholu, gdy spowodował kolizję
26 lipca około godziny 13. Kamil Durczok (51 l.), spowodował kolizję na trasie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim (woj. łódzkie). Znany dziennikarz uderzył BMW X6 M w jeden z pachołków rozdzielających jezdnię. Szczęśliwie nikt nie ucierpiał. Badanie wykazało, że Kamil Durczok miał w organizmie 2,6 promila alkoholu. Dziennikarz w policyjnej celi czekał do wytrzeźwienia, by móc zostać przesłuchanym. Doszło do tego w niedzielę 28 lipca.
To grozi dziennikarzowi
Kamilowi Durczokowi postawiono dwa zarzuty: sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym i kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości. Grozi za to nawet 12 lat więzienia. Sąd postanowił, że Durczok nie trafi do aresztu, czego domagała się prokuratura. Wobec dziennikarza zastosowano dozór policyjny oraz poręczenie majątkowe w wysokości 15 tys. zł.
Po wyjściu z sali przeprosił za swój czym
Po opuszczeniu sali sądowej dziennikarz wydał oświadczenie. Drżącym głosem wyraził ubolewanie z powodu tego, co się wydarzyło. – Ja w tej sytuacji chcę powiedzieć jedno. Bardzo, bardzo wszystkich przepraszam. Wszystkich tych, którzy we mnie wierzyli. Wszystkich tych, którzy mi ufali. To są dla mnie bardzo, bardzo trudne dni. Mam pełną świadomość, że to, co się wydarzyło jest karygodne absolutnie. Ani przez moment nie zaprzeczałem faktom, które zgromadziła w tej sprawie i policja i prokuratura. Pozostaje mi przeprosić i moich widzów i internautów i czytelników i tych – jak mówię, którzy mi ufali, ale przede wszystkim chciałbym przeprosić moich najbliższych, bo zostali narażeni na infamię i cierpienia, na które w najmniejszym stopniu nie zasłużyli – powiedział.
Po wyjściu z sądu dziennikarz pojechał do restauracji „Karczma”, aby zjeść dobry posiłek. W restauracji towarzyszył mu m.in jego obrońca, Łukasz Isenko.
Źródło: fakt.pl