W sierpniu może zabraknąć wody aż w 12 województwach – informują służby hydrologiczne. Władze w 300 miejscowościach w całej Polsce zaapelowały do mieszkańców o ograniczenie zużycia wody.
Lipiec jest o wiele chłodniejszym miesiącem niż czerwiec, nie ma to jednak przełożenia na suszę. Owszem, zdarzały się intensywne opady, jednak były one miejscowe. Na obszarze wielu regionów Polski mamy do czynienia z bardzo niskim stanem wód – zarówno podziemnych, jak i powierzchniowych. – Tak. Od połowy lat 90. mamy w Polsce permanentną suszę letnią, a 2018 rok był pod tym względem najgorszy od blisko stu lat. Na bardzo złą sytuację ogólną wpływają też bezśnieżne zimy oraz suche jesienie – mówił nam w czerwcu dr hab. inż. Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz Koalicji Klimatycznej.
300 miejscowości w Polsce może mieć problem z wodą
W ostatnich dniach wysychać zaczął m.in. Zalew Sulejowski, a Wisła w Warszawie zamieniła się w strumyk. Hydrolodzy przewidują, że poziom rzeki w stolicy może dziś osiągnąć zaledwie 40 centymetrów. To oznacza, że rzekę można przejść na pieszo. Niski stan Wisły nie powinien wpłynąć na dostawy wody dla mieszkańców stolicy, ponieważ w sytuacji kryzysu drugie ujęcie znajduje się na jeziorze Zegrzyńskim.
W tak dobrej sytuacji nie są jednak mieszkańcy wielu innych regionów Polski, które już wkrótce może dotknąć powtórka ze Skierniewic – w tym mieście w czerwcu zabrakło wody. Państwowa służba hydrogeologiczna wprowadziła stan zagrożenia hydrogeologicznego w sierpniu 2019 r. na obszarze 12 województw: wielkopolskiego, lubuskiego, opolskiego, śląskiego, mazowieckiego, łódzkiego, lubelskiego oraz zachodniopomorskiego.
Co w praktyce oznacza tzw. niżówka hydrologiczna? Wyżej wymienione województwa mogą mieć mieć do czynienia z ograniczeniem dostawy wody do zakładów przemysłowych, zmniejszenie ciśnienia w sieci, a także zakaz dotyczący wypełniania ogródkowych basenów, czy podlewania trawników. Sytuacja jest trudna – już w ponad 300 miejscowościach władze zaapelowały o ograniczanie zużycia wody – informuje „Gazeta Wyborcza”.
Czy proces wysychania Polski można dostrzec gołym okiem?
W Polakach pokutuje myślenie, że woda to coś, czego w naszej szerokości geograficznej nigdy nie zabraknie. To błąd. Braki w dostawie wody pitnej będą zdarzać się częściej i jest to będzie jeden z najbardziej widocznych skutków zmiany klimatu. – Szczególnie narażone jest województwo łódzkie – mówił nam w czerwcu dr hab. inż. Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz Koalicji Klimatycznej.
Susza to jego zdaniem efekt wieloletnich zaniedbań, które rozpoczęły się jeszcze w poprzednim ustroju, kiedy na naszych ziemiach prowadzono melioracje osuszające. – Pozbyliśmy się bardzo istotnych dla przyrody bagien i mokradeł, w których moglibyśmy magazynować wodę. Osuszyliśmy małe stawy śródpolne, z których można było pobierać wodę, np. na potrzeby rolnictwa. Po zmianach systemowych, w latach 90., nie inwestowaliśmy w gospodarkę wodną. Nie było też pieniędzy na utrzymanie melioracji, nie próbowaliśmy naprawiać szkód jakie poczyniono po II Wojnie Światowej. Nikt też wówczas nie myślał, że średnia roczna temperatura będzie tak szybko wzrastała, że wody w Polsce zacznie brakować – twierdzi.
Skutki zmian klimatu są widoczne gołym okiem. dr hab. inż. Karaczun jako przykład podaje usychanie świerka w Puszczy Białowieskiej, które jest spowodowane obniżaniem się poziomu wód gruntowych na tym terenie, ale też wspomina o Noteci, największym dorzeczu Warty, które zanika i to również na skutek wydobycia węgla brunatnego.
Źródło: noizz.pl