Krzysztof Kowalewski (82 l.) zakochał się jak sztubak. Egzotyczna piękność była niezwykłym, kolorowym ptakiem na tle szarej rzeczywistości. Ale życie z nią okazało się koszmarem…
Uwielbiał tańczyć. Jako początkujący aktor często zaglądał do SPATIF-u, restauracji artystów mieszczącej się w Alejach Ujazdowskich, by wywijać na parkiecie.
Pewnego dnia, zimą 1966 roku, wszedł do lokalu i jego wzrok od razu zatrzymał się na egzotycznie wyglądającej kobiecie.
„Vivian była Kreolką, miała w żyłach domieszkę krwi indiańskiej. Czarne, lekko skośne oczy, wydatne kości policzkowe, duże usta i brzoskwiniowa skóra. Bardzo zgrabna. Była zawodową tancerką. Tańczyła naprawdę rewelacyjnie” – wspominał Krzysztof Kowalewski.
Od pierwszego wejrzenia zafascynował się Kubanką. Zaczęli się umawiać na randki.
Dobiegał już trzydziestki i wciąż był wolny. Ona, choć młodsza o osiem lat, górowała nad nim doświadczeniem.
Miała za sobą nieudane małżeństwo z Polakiem, który przyleciał na Kubę na wymianę naukową. Ich 2-letni synek, Cliff, czekał na mamę u babci w Hawanie.
Vivian przybyła do Polski na krótko, na zaproszenie rodziców byłego męża. Ale nie chciała wracać do ojczyzny. Zaloty aktora przyjęła z zadowoleniem. Dali się porwać uczuciu.
„Była niezwykłym, kolorowym ptakiem. Zwłaszcza na tle szarej, gomułkowskiej Polski” – wyznał.
Krzysztof oświadczył się, a Vivian powiedziała „tak”. Wprowadziła się do jego mieszkania na Nowogrodzkiej. Młodzi żyli w jednym pokoju, drugi zajmowała schorowana mama aktora.
Była przeciwna temu związkowi. Teściowa i synowa nie pałały do siebie sympatią.
„Vivian nie znała słowa „kompromis”. Miała duży temperament, niewyparzony język, ogromną zaciekłość” – wspominał.
Nie lubiła gotować, wolała wyjść potańczyć, spotkać się ze znajomymi. Od razu skłóciła się też z dozorczynią kamienicy. Regularnie wymieniały się złośliwościami.
Vivian usłyszała, że jest „czarną małpą”, zrewanżowała się obelgą „ty, kocmołuchu”.
Dobrze mówiła po polsku, miała talent do języków.
„Fatalnie znosiła zimę. W zasadzie całą spędzała pod kocem ze szklanką ciepłego mleka i tabliczką czekolady. I mnóstwo czytała – opisywał.
W grudniu 1967 roku pojawił się syn pary, Wiktor. Mama aktora nie doczekała wnuka, odeszła kilka miesięcy wcześniej.
Radość z narodzin dziecka nie trwała długo. Vivian nie była typem matki-kwoki. On zaczął odnosić pierwsze sukcesy, pochłaniała go praca.
„Dziecko się jakoś w tym nie mieściło” – wyznał.
Piętrzyły się problemy. Żona musiała finansować rodzinę na Kubie. Wysyłali tam paczki z dużą ilością okularów przeciwsłonecznych na sprzedaż.
By dorobić, Vivian wróciła do zawodu. Stworzyła duet z tancerzem, ale projekt nie wypalił. Synka Cliffa, mamę Normę i brata Pepe udało się im sprowadzić nad Wisłę w 1969 roku.
Jednak ich małżeństwo już się rozsypywało. Codzienne życie dawało w kość. Kubanka coraz bardziej czuła się rozczarowana Polską.
Kiedy Norma zobaczyła szorstkie ręce córki, zaczęła narzekać na warunki, w jakich musi mieszkać jej pociecha.
„Paliło się w piecach, ciągle było zimno, Vivian nienawidziła tego” – przyznaje Krzysztof.
Norma i Pepe długo nie zagrzali w Warszawie miejsca, wyjechali do Francji. Wkrótce do pociągu do Paryża wsiadła też Vivian.
„Nie zatrzymywałem jej” – wyznał Kowalewski.
Został sam z dwoma synami. Nie był w stanie się nimi zajmować, więc trafili do opiekunek, gdzie ich odwiedzał. Gdy Vivian się urządziła w Szwajcarii, zabrała chłopców do siebie. Czy ją kochał?
„Wtedy całkowicie mnie zauroczyła” – mówił po latach.
Burzliwy romans aktora i Kubanki. Krzysztof Kowalewski i Vivian Rodriguez
Burzliwy romans aktora i Kubanki. Krzysztof Kowalewski i Vivian Rodriguez
Burzliwy romans aktora i Kubanki. Krzysztof Kowalewski i Vivian Rodriguez
Źródło: pomponik.pl