Szydzono z niej i obrażano. Na drwiny z jej twarzy pozwolili sobie nawet znani dziennikarze Michał Figurski (46 l.) i Karolina Korwin Piotrowska (48 l.). Tylko w Fakcie Ewa Minge (52 l.) zdradza, że jej wygląd to skutek poważnej choroby. I zapewnia, że ani problemy zdrowotne ani nienawistne komentarze nie spowodują, że będzie się wstydzić wychodzić z domu.
– Nikt na własne życzenie nie robi z siebie potwora! Zmiany na mojej twarzy nie są wynikiem operacji plastycznych, tylko wrodzonego niedorozwoju wątroby. Żyję z tym od urodzenia – mówi nam wzbudzona projektantka.
Ale to nie jedyne problemy zdrowotne projektantki. 10 lat temu musiała się zmierzyć z jeszcze poważniejszą chorobą. – Zdiagnozowano u mnie białaczkę. Mój obecny wygląd to również konsekwencja ówczesnego leczenia onkologicznego – opowiada Minge.
Na szczęście białaczkę udało się pokonać, ale projektantka do dziś mierzy się z jej konsekwencjami. – Lekarstwa mogę przyjmować tylko dożylnie. Nie piję alkoholu. Wciąż też chora wątroba daje o sobie znać. Pojawia się wówczas opuchlizna na twarzy, bo w niektórych miejscach zbiera się limfa. Wyglądam wówczas strasznie, ale staram się normalnie funkcjonować. Powtarzam wtedy: pracuję rękoma, a nie twarzą. W dzisiejszych czasach ludzie oszaleli na punkcie idealnego wyglądu, a przecież nikt nie jest doskonały. Ważniejsze od rysów twarzy jest co mamy w głowie – mówi Minge.
Projektantka nie tylko prowadzi jedną z najbardziej uznanych polskich marek modowych, ale również postanowiła pomóc osobom, które mierzą się z podobnymi problemami. – Obrażano mnie i moją rodzinę. Czułam się zaszczuta i bezsilna. Zamiast przejmować się nienawistnikami, założyłam Fundację Black Butterflies. Pomagamy w niej osobom z chorobami nowotworowymi, podtrzymujemy ich nadzieję i spełniamy marzenia – mówi z dumą.
Źródło: fakt.pl